Islandia – Szkocja o wyższości jachtingu nad komunikacją publiczną.

Dotarliśmy szczęśliwie do Szkocji. Zarówno ABHAYA z załogą jak i toyotka na kołach. Niesprzyjające wiatry spowodowały zmianę w planie i ABHAYA popłynęła bezpośrednio do Szkocji odpuszczając sobie najpierw  Wyspy Owcze a potem Orkady, co zajęło jej 6 dni, 6 nocy i jeszcze dodatkowo 6 godzin od opuszczenia Vestmanaayer. Po drodze zmagała się na zmianę z ciszami i silnym wiatrem. Trochę nas zaniepokoiło zamilknięcie telefonu satelitarnego na dwie doby. Na szczęście, jak się okazało była to tylko awaria urządzenia…

 

Ja jadąc Toyotką potrzebowałem niewiele mniej czasu. Brak jakiegokolwiek połączenia promowego pomiędzy Wyspami Owczymi a Szetlandami skazuje człowieka na obejrzenie kawałka Europy. Mimo że prom przepływa dosłownie koło wysp szetlandzkich, tak że można zajrzeć w gniazda  ptaków na  klifach i policzyć pisklaki – to wysiąść się niestety nie da. Prom się tam nie zatrzymuje, bo prom jest duński a Szetlandy szkockie, to znaczy kiedyś były też duńskie ala Duńczycy pożyczyli parę groszy do Szkotów pod zastaw wysp aby mieć za co bić Szwedów, a potem jakoś zapomnieli wykupić. I tak musiałem przejechać przez całą Islandię z Reykiaviku gdzie jest lotnisko do Sydesfiodur gdzie jest terminal promowy, Danię, Niemcy, Holandię i Szkocję. Ponad dwie i pół  doby spędziłem na promie z Islandii. I zaprawdę powiadam wam, w życiu się tak nie nudziłem.

„[…] Statki, cóż to za wspaniały wynalazek. Kiedy posapują, wzdychają i drżą w objęciach morza, pod dotykiem fal, zachowują się, jakby miały ludzkie uczucia. Trzeba je zachować przy życiu w dowodzie miłości, aby uszczęśli­wić ostatnich romantyków. …Przepisujmy morskie podróże tym, którzy nie mogą znieść ciężaru życia, czują ucisk w piersiach i nie znajdują już racji, by dalej się męczyć. Pomyślmy tylko, ile zaoszczędzimy na pigułkach: żadnego więcej valium ani prozacu.”  – Tak pisał Tiziano Terazani. 

Ze mną chyba jest odwrotnie, bo bardzo żałowałem że nie mam jakiegoś valium lub prozaku, żeby sobie zaaplikować i obudzić sie już na miejscu. Jedyną atrakcją w czasie tej całej morskiej podróży było …. jedzenie. Pozostały czas wypełniający przestrzeń pomiędzy posiłkami, śniadaniem a obiadem i obiadem a kolacją stał w miejscu. Próbowałem zabijać go na różne sposoby z rozpaczy napisałem nawet wiersz, wszystko na nic. To stanie w miejscu było jednak pozorne,  tak jak na jachcie kiedy prawie nic nie  wieje, żagle smutno zwisają a jednak cokolwiek przesuwamy się do przodu, tak i czas podczas tego resju powoli niezauważlnie a jednak płynął, a kiedy zacumowaliśmy szczęśliwie w Hirtshals na Jutlandi zdecydowanie przyspieszył.  

W Danii wpadłem w odwiedziny do Ani do Vibiorga, który to jak się skarżyła,  leży zupełnie niepodrodze i nikt ich nie odwiedza. Otóż nie jest to prawdą,  Viborg leży bardzo po drodze …. z Islandii. Zawsze jak będę wracał z Islandii na pewno Aniu do was zajrzę. Następnie przejechałem całą Jutlandię z północy na południe i zatrzymałem sie dopiero w Niemczech, gdzie przespałem w miejscowości Schleswig w hotelu „Hohenzolern” przy ulicy Bismarka. Zrobiłem sobie wieczorny spacerek po sympatycznej jak to w niemieckich miasteczkach starówce, gdzie zawsze czuje sie urokliwe tchnienie średniowiecza, wypatrując czy nie ma jakiegoś patrolu w pikelhauberach, ale nic takiego nie spotkałem. Choć była sobotni wieczór miasto było kompletnie zamarłe a prawie wszystkie restauracje i bary zamknięte – połowa sierpnia to tu już po sezonie. Nie mogłem sobie odpuścić i odwiedziłem też spory jachtowy porcik , jako że do Schleswigu mimo, że jest położony w głębi lądu można wpłynąć od strony Bałtyku wąską zatoka Schlei. Duch pruski tak na mnie podziałał, że wieczorem złożyłem ubranie w kostkę, ustawiłem buty „na baczność”, a rano pościeliłem łóżko naciągając prześcieradło że aż trzeszczło w szwach. Po śniadanku ruszyłem autostradą przez Hamburg i Bremę do Holandii na prom z Amsterdamu do Newcastle w Anglii. I tu nie wymierzyłem czasu. Ledwie zdążyłem. Włączyłem przed Amsterdamem nawigację w komórce, a tam jest taka opcja czytania informacji o ruchu i takim dobieraniu trasy, any unikąć stania w korkach. Ja nie mając żadnej mapy skazany byłem na wyroki tego urządzenia, a ono dobrało mi trasę bardzo atrakcyjną. I tak przejechałem wąziutkimi dróżkami wzdłuż kanałów, gdzie trzeba jechać bardzo powoli, a dwa samochody ledwie się mijają.  Na kanałach były zwodzone mostki, na brzegach wymuskane holenderskie domki z pięknymi miniaturowymi ogródkami, co jakiś czas stały wiatraki, które niestety nie machały ramionami. Droga była naprawdę ciekawa i przyjemna a korka też nie było.  Z autostrady, która przecina kraj jak skalpel chirurga życia nie zobaczysz.  Na szczęście udało się dotrzeć na czas do portu. Przyjechałem jako ostatni samochód na niespełna pół godziny od planowego wypłynięcia.

Prom pełen Polaków, niestety nie jako pasażerowie, bo wśród nich dominowali Anglicy i Niemcy, ale jako obsługa. Emigracja zarobkowa ma też swoje dobre strony i tak w sklepie, barze, restauracji można spokojnie rozmawiać w naszym rodzimym języku. Zamówiłem u pani Marzeny dwa Gunessy i podwójną Whisky (oczywiście po polsku) i zaraz poszedłem spać. Obudziłem się już w Anglii. Myślałem, że jak wjechałem ostatni na prom to wyjadę pierwszy, niestety pokład otwiera się z jednej i drugiej strony statku, tak więc opuściłem  prom też jako ostatni,  biblijna reguła widać nie dotyczy morskiego transportu. Zostało jeszcze trochę ponad 300 km do celu jaki dostałem od Stefana.  A cel to Ardrossan – miasteczko na zachodnim wybrzeżu na południe od Glasgow. I te 300 km zajęło mi ponad 5 godzin. Znowu skorzystałem z telefonu i tym razem nie zawiódł. Podobnie jak w Holandii poznałem Szkocję od wiejskiej zagrody. Przejeżdżałem przez małe miasteczka, wsie i przysiółki z kamiennymi domkami, jechałem piękną doliną wśród gór porośniętych wrzosami, wzdłuż kamienistych rzek i po kamiennych mostkach tak starych, że na pewno pamiętają rzymskie legiony Agrykoli. Im bliżej przemysłowego Glasgow tym biedniej i brzydziej.

I tak dotarłem do mariny Clyde gdzie stała ABHAYA. 

Poniżej mapka – zielona kreska to atlantycka trasa  ABHAYA; żółta to moja, a czerwona co by było gdyby…

 

1 komentarz

  1. kode syair hk
    Wow, that’s what I was seeking for, what a stuff!
    existing here at this webpage, thanks admin of this website.

Pozostaw odpowiedź Adriana Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie będzie publikowany.

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.