Kilka dni potrzebowałem na konserwację jachtu i przygotowanie na zimę. Największą zmorą była wszechobecna pleśń. Wilgoć i niskie temperatury sprawiły, że wszystko w bakistach było zawilgocone i śmierdziało. Zapleśniała była nawet pianka do nurkowania. Musiałem wypakować i wysuszyć żagle, wyprać wory, wyczyścić i wywietrzyć bakisty. Pogoda na szczęście sprzyjała. Było słonecznie, ale wiało też porządnie z przerwą w niedzielę, co wykorzystałem na zrzucenie i sklarowanie żagli. Niby Szkockie zimy nie umywają się do naszych, a temperatury na zachodnim wybrzeżu nie spadają teoretycznie poniżej zera, niemniej zalałem silniki i kingston jakimś tutejszym „borygo” zakupionym w pobliskim supermarkecie – na wszelki wypadek.