Temperatury też nas nie rozpieszczały (nad ranem zaledwie 5 stopni), ale kiedy już wychodziło słoneczko i odsłaniał się widok na piękną Arran i jej jeszcze przyprószone śniegiem góry, robiło się bardzo przyjemnie, a w duszę wlewała się tęsknota za żeglowaniem, morzem i przygodą. I gdyby nie to, że ABHAYA stała na stałym lądzie solidnie umocowana, to żadna siła nie zdołałoby nas powstrzymać przed pożeglowaniem w stronę wyspy.
W zasadzie udało się zrealizować prawie cały plan, mimo że los nie szczędził nam niespodzianek, a większość praw Murphy’ego mieliśmy okazję empirycznie potwierdzić, ba! nawet sformułowaliśmy kilka nowych.
A oto lista naszych dokonań: