Andrzej i Alexandra

Przyjemnie jest spotkać rodaka w obcym porcie. A jeszcze przyjemniej takiego, który od lat tam mieszka i może to i owo powiedzieć o miejscu w które właśnie nas zawiało.

Andrzeja poznaliśmy w Turku. Stał nieopodal swoim jachtem. Przyszedł do nas kiedy zobaczył polską banderę, bo podobno jest to bardzo rzadki widok w Finlandi . Tezę tę potwierdził pewien Fin ze stojącej po sąsiedzku łódki w Hanko mówiąc  –  „You are the first Polish yacht, which I see in Finland”, co prawda nie był specjalnie stary ale młody już też nie. Ale chyba jest coś jest na rzeczy, bo Andrzej też był bliski zwątpienia czy zobaczy  kiedykolwiek polski jacht. No cóż,  ilość napotkanych polskich jednostek od Talina do Nävekvarn w Szwecji wyniosła 3 (słownie: trzy) , z czego jeden to Fryderyk  Chopin (w Talinie), i dwa  w Marienhamn,  oba z problemami.  Jeden odholowany przez SAR  po awarii steru, drugi  to „Ziemia toruńska”  (lub coś w tym stylu), z  kopcącym silnikiem, (najpewniej przytkane wtryskiwacze), którego załoga nie potrafiła naprawić własnymi siłami. Takiego silnika  (Volvo Penta) nie naprawicie tak łatwo w cywilizowanym kraju , bo nikt Finlandii nie pracuje w wakacje, a jeżeli już to i tak nie ma terminów (skąd my to znamy – zupełnie jak w Szwecji),  ot do czego prowadzi  społeczeństwo  dobrobytu.

Ale wracając do Andrzeja. Od piętnastu lat mieszka w Finlandii jest weterynarzem, jego żona jest Finką i mieszkają w Helsinkach. Dzieci studiują w Polsce. Żona pracuje w dyplomacji.  Andrzej co wydaje się nieprawdopodobne nauczył się i mówi po fińsku. Trochę przy wódeczce  próbuje nam wyjaśnić na czym polega zawiłość tego języka. Strasznie to skomplikowane. Zdania buduje się od końca, znaczy orzeczenie jest przed podmiotem i nie tam rodzajów ani  męskiego ani żeńskiego , a to czy mówimy o nim czy  o niej wynika tylko z kontekstu.  He he … szwedzcy genderowi  Talibowie wzięli chyba za wzór język fiński próbując wprowadzić do wszystkiego rodzaj niejaki, płciowo obojętny zaimek „hen” i imiona unisex.

W ramach rewizyty mogliśmy obejrzeć „Alexandrę”. Piękny sosnowy kadłub, pokład z syberyjskiego modrzewia. Jachcik wymiarami zbliżony do Abhaya a jakże różny. Wygląda jak klasyczny motosailer przerobiony z jakieś kutra, chociaż w zamyśle był zrobiony od razu jako jacht.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.