Alandy

Alandy to głównie kamienie i skały czyli jak kto woli również kamienie. A co można napisać na temat kamieni?

Można zachwycać się ich kształtem, kolorem, teksturą, kompozycja jaką tworzą. Ale opisać tego nie sposób. Trzeba je  po prostu zobaczyć, słowa na nic się tutaj nie zdadzą. Warto natomiast wspomnieć ich burzliwą historię, w której po wielokroć były przetapiane przypiekane, moczone, a całkiem niedawno prasowane i mrożone.

W zamierzchłej przeszłości dzisiejsze Alandy były pełnymi wulkanów górami większymi od Himalajów, które potem zastały przetopione zostawiając po sobie czerwony granit rapakiwi (co po fińsku podobno znaczy tyle do zgniły kamień) , który przydał się Alandczykom do  budowy kościołów i czarny matowy diabaz. Następnie to wszystko przykryło morze, po którym zostały pokłady piaskowca zwanego jotnickim i wapienie. Całkiem niedawno  uderzył w to wszystko meteoryt zostawiając na pamiątkę impaktu krater, który dziś jest ciekawą zatoką Lumparn.  Kiedyś krater wypełniony był ciepłym morzem w którym żyły trylobity, amonity i inne sympatyczne zwierzątka z przed pół miliarda lat.  W jego niecce powstało schronienie dla skał osadowych , które oparły się erozji i do dzisiaj można zbierać tam skamienieliny i jest to jedyne takie miejsce w całej Filnadii. Na koniec wszystko zostało przykryte lodowcem, sprasowane, szlifowane, tarmoszone, a oderwane kawałki Alandów wleczone o tysiące kilometrów do Polski, Estonii i Niemiec. Szczególnie ulubionym kierunkiem transportu była Estonia, tam skalnych okruchów archipelagu jest najwięcej i są najbardziej okazałe. Co tylko podkreśla bliskie związki tego kraju ze Skandynawią.

Tak wiec życie kamieni na Alandach nie było usłane różami, a i ich przyszłość również nie rysuje się w różowych barwach. W roku 5000 Alandy będą wyższe o 25m i będzie można przejść ze Szwecji do Finlandii suchą nogą. Za 60  milionów lat Alandy powędrują daleko na północ i zostaną przykryte grubą warstwą lodu.

Tak wiec kochani nie chcę nic mówić, ale trzeba się spieszyć jeżeli chcecie pożeglować po Alandach. Nie odkładajcie tego na później.

Tyle o kamieniach, teraz będzie o wyspach.  Alandczyków jest zaledwie 27 tysięcy. Zważywszy, że stolicy mieszka ich prawie połowa pozostaje jakieś 15 000, dzieląc tą liczbę przez ilość wysp otrzymujemy 2,3 alandczyka na jedną wyspę. Znając skłonność rodzaju ludzkiego do gromadzenia się w kolonie, nic dziwnego że większość z nich pozostała bezludna.

Nie na wszystkich udało się nam postawić stopę. Dokładniej odwiedziliśmy w sumie 7 z 6 500 resztę zostawiliśmy na przyszłość. Z siedmiu wysp dwie były bezludne, 4 leżały na południu, 2 w centrum archipelagu i 3 na północy. Każda z wysp była inna i jedyna w swoim rodzaju.

Wyspy południowe

Korkar – to królestwo olchy. Rośnie tutaj wszędzie. W małych kępach, zagajnikach lub sporych laskach, niekiedy osiągając imponujące (jak na olchę) rozmiary. W zasadzie nie ma inny  drzew niż olcha. W okolicach kościoła rośnie wprawdzie okazały dąb i nieustępujący mu w niczym klon ale ich proweniencja jest wątpliwa. Poza tym na wyspie można znaleźć:  kościół (luterański naturalnie), ruinki klasztoru franciszkanów, sklepik, knajpkę z wytwarzanym na miejscu  cydrem, muzeum, porcik, kościółek, camping, seckend hand, wykopaliska. Jak na alandzką wyspę to moc atrakcji. Wszędzie traficie bez problemów bo do wszystkiego prowadzą drogowskazy, a w sklepie można sobie wziąć mapkę. Wysepkę najlepiej zwiedzać na rowerze, jak nie macie swojego można wypożyczyć w marince stosownie do gustu w kolorze pomarańczowym, fioletowy, różowym lub żółtym. Poruszać będzie się głównie po asfaltowych drogach wiodących dolinkami i górkami na które wjeżdżając trzeba mocniej naciskać na pedały.  Można tu spotkać  owce i krowy. Przy domkach dumnie powiewają alandzkie flagi, które Alandczycy noszą również na krawatach. Podobno ludzie mieszkają tu od dawien dawna czego dowodem są ślady po ogniskach, studniach i cztery miejsca na śmieci. Ślady na skorupach wskazują że byli to łowcy fok, którzy przybyli z terenów dzisiejszej Polski i tam zimowali czyli jakby nie było rodacy. Sądząc po ilości śmieci w stosunku do ilości ognisk to ta teoria wydaje się bardzo prawdopodobna. W muzeum zobaczycie kolekcje silników do łodzi, różne sprzęty do pracy w gospodarstwie, ciągnik spółdzielni o miłej dla ucha nazwie „Osuustukkukauppa”, ubrania , zdjęcia i pełno różnych rupieci pozbieranych z chałup wyspiarzy. Nie obiecujcie sobie za dużo, ale zdjęcia są naprawdę interesujące.  Co do ruinek klasztorka to jest to wielki zabytek, niewiele dorównuje mu rangą na całym archipelagu. Pochodzi aż z XIII i był zajmowany przez mnichów dopóki król szwedzki Karol Gustaw, nie przeprowadził reformacji i rozgonił towarzystwo. Od tego czasu klasztorek popadł w ruinę i teraz zostało go to niewiele, że trzeba to było przykryć dachem żeby nie rozpadło się do reszty.

Kalskar – będąc na Kórkar trzeba odwiedzić Kalskar. O ile Korkar jest królestwem Olch to Kalskar jest królestwem brzozy, która przybiera tu przeróżne formy nieznane u nas. Raz wygląda jak rozłożysty dąb o ciemnej spękanej korze i dobrze trzeba się przyglądać żeby zobaczyć charakterystyczne liście, inny razem to rozłożysty krzew lub wiotkie drzewko.  Wyspa zaskakuje wędrowca co chwila. Można tu znaleźć rozległe (na skalę wyspy) wrzosowiska, bagienka, miniaturowe kaniony, gołoborza, wielki trudne do sforsowania połacie jałowców. Niewątpliwą atrakcja wyspy są kamienie, które przybierają fantastyczne kształty niespotykane chyba nigdzie indziej. Ale jak już pisałem wcześniej trzeba to zobaczyć bo opisać się nie da. Dookoła wyspy prowadzi ścieżka dla turystów. Po drodze można zaopatrzyć się w mapkę z zaznaczonymi atrakcjami których jest aż 18. Zaliczenie wszystkich atrakcji zajmuje niewiele ponad godzinę. Uchodząca za największą z nich jest dziełem człowieka.  Jest to fragment wyspy zwany szumnie śródziemnomorskim ogrodem, na który składa się kilka krzaków rododendronów, parę cyprysików, sprytnie przycięta lipa, poletko truskawek, miniaturowe pole golfowe czyli wystrzyżony trawniczek o wymiatach 10×10 m, wszystko to otoczone murkami z kamienia z poukrywanymi marmurowymi rzeźbami. Wewnątrz ogrodu stoi spory drewniany domek. Ta transformacja krajobrazu to dzieło ekscentrycznego szwedzkiego barona, który odkupił kawłek wyspy i po wybudowaniu porciku, domu i założeniu ogrodu oddał go na powrót Alandczykom. Domek służył za miejsce spotkań ludziom zwiąnym z biznesem i sztuką, i jak głosi plotka bynajmniej nie byli to homofoby.

Jurmo – to w naszym opisie wyspa wyjątkowa po pierwsze Wyspa nie należy do alandów a jest częścią morza archipelagowego. Ale zrobimy tu wyjątek mam nadzieję że żaden Alandczyk nie obrazi się z tego powodu. Po drugie jest całkiem młoda, bowiem powstała jako formacja morenowa w trzecim zlodowaceniu. Jeżeli popatrzeć by na wyspę z kierunku NW to kształtem przypomina ptaka. I faktycznie jest to ptasie królestwo. Jest tam obserwatorium ptaków i rezerwat. Na jesieni stanowi przystań dla migrujących na południe stad i a wiosna powracających do swoich północnych gniazd. Skoro już mowa o ptakach północy i ich wędrówkach to warto przytoczyć wiersz szwedzkiego romantyka nijakiego Erika Swedeborga, który jak na prawdziwego poetę przystało wiódł żywot nędzny i samotny, umarł młodo a doceniony został dopiero po śmierci.

 

Widzisz ten ptaków rój niezliczony
Który porzuca północne strony
Leci, gdzie wzywa nieznana sfera
I smutnym krzykiem wiatry rozdziera
„Gdzie nas posyłasz o dobry Boże
Na jakie brzegi za jakie morze?”
Kraj skandynawski rzucamy w dali
Tuśmy zrodzeni, tu byli mali.
Mieliśmy gniazdka w kwitnącej lipie
Wiatr nas bywało kwieciem obsypie
Huśta w gałązkach , dzisiaj od zimy
W strony nieznane lecieć musimy.
Dziś nas północne  lęka powietrze
Niebo chmurniejsze, słońce tu bledsze
Co mamy śpiewać, co tu wygwarzym
Kiedy kraj cały został cmentarzem
Bóg dał nam skrzydła ulećmy w stronę
Witajcie morskie fale wzburzone (...)

W środku wyspy rośnie sosnowy zagajnik lasek posadzony ręką człowieka. Naturalna formacja to wrzosowiska i żwirowe plaże. Podobno w XVI w rósł tam podobno spory sosnowy las, ale Karol Gustaw kazał spalić wyspę, ponieważ zbyt dużo statków przepadało bez śladu w tej okolicy i podejrzewał mieszkańców o piractwo. Na szczęście tubylcy porzucili to rzemiosło i dziś spokojnie możecie zawinąć do trochę niefortunnie położonego portu pokonując mały labirynt między skałami.

Dzisiaj wyspa jest zamieszkana przez kilkanaście osób a główny zwierzęciem hodowlanym jest Lama. Jest tu kościółek i mały cmentarzyk, na którym spoczywają rodziny Hermansonów, Johansonów czy Bronstomów.

Biorko – to popularna nazwa wyspy w Skandynawii. W Szwecji jest 5 wysp o tej nazwie, w Finlandii 4. Nie ma się czemu dziwić przy takiej ilości wysp można zużyć wszystkie rzeczowniki, czasowniki, przymiotniki, zaimki, przydawki, imiesłowy w z całego języka a i tak zabraknie wyrazów żeby każdą z wysp nazwać inaczej. Siłą rzeczy  nazwy muszą się powtarzać.  Najsłynniejsze pewnie Biorko położone jest na jeziorze Malaren w Szewcji, gdzie znajdowała się słynna osada wikingów. Nasze Biorko to również wyspa należąca do morza archipelagowgo położona kilka mil na północ od Jurmo. To mniejse wyjątkowe, zachwycające urodą.  W XVIII cześć zatoki została oddzielona od morza tworząc spore  jeziorko, którego woda z czasem stawała się coraz słodsza.  W przeszłości zawijały tam statki żeby uzupełnić zapasy słodkiej wody. Dzisiaj oddziela jeziorko od morza wąski zarośnięty kanał. W czasie sztormów morska woda przedostaje się do przez kanał lekko zasalając wodę jeziorka. Dookoła jeziorka  prowadzi wytyczona ścieżka którą i warto wybrać na przechadzkę a jeżeli czas pozwala skorzystać też z kąpieli w jeziorku, którego woda jest o kilka stopni wyższa od otaczającego morza.

Koorpoo – to wyspa fińska która służyła nam za z punkt wypadowy. Zatrzymaliśmy się w marinie z restauracją na południowo – wschodniej części. Jedzenie chyba nie było rewelacyjne bo nie pozostawiło na nas żadnego wrażenia. Restaurację prowadzą Rosjanie Niewiele możemy powiedzieć o samej wyspie bo ni oddaliliśmy w głąb niż na  dystans porannego joggingu. Nie wydaje się specjalnie interesująca. Wnętrze skrywa mnóstwo letniskowych domków położonych w sosnowych lasach. W sezonie liczba mieszkańców rośnie podobno sześciokrotnie.

Wyspy Północne

Wyspy północne to zupełnie inny świat. Skałek jakby tu mniej, zdecydowani za to wiecej świerkowo sosnowych  lasów, pól uprawnych na których teraz leżą walce sprasowanej słomy.  

Inio – pierwszą wyspę którą odwiedzamy to Inio. Inio to istna metropolia liczy sobie 50 stałych mieszkańców mających do dyspozycji asfaltowe drogi, szkołę, dwie restauracje, kawiarenkę, pocztę i bank w jednym, dwa porciki,  murowany kościół z przełomu XVIII/XIX i oczywiście  cmentarzyk. Na sąsiednie wyspy kursują żółte  promy. Widzieliśmy również jedną taksówkę, którą ktoś z szykiem zajechał do restauracji. Do wszystkiego drogę wskazuje drogowskaz, na którym maksymalna odległość do 6 km . Wygładzone skały okalają brzegi umozliwijąć wygodne podejście do wody i zarzucenie wędki dla amatorów świeżej rybki. Są tu również liczne wielce obiecujące trzcinowe zatoczki.  Alandy to również jedne z najlepszych łowisk szczupaka w europie. Oprócz szczupaka występuje tu masowo okonie co posłużyło finom dla nadania nazwy całemu archipelagowi ,Alany” bowiem języku fińskim to nic innego jak „wyspy okoniowe”.

Bjornholma – Jest jedną z bardzo ciekawej formacji wysp, które z lotu ptaka  wydają się wirować po kołowych orbitach wokół gwiazdy centralnej, którą jest płytka, kamienista, porośnieta trzcinami (uwaga szczupaki) zatoka Angskars fjarden. Większe wyspy okręgu połączone są mostami i większą cześć przestrzeni tego planetarnego układu można z łatwością eksplorować rowerem. Rower to idealny środek do zwiedzania wysp. Niewielkie odległości, z reguły najczęściej asfaltowe drogi, lekko pofałdowany teren  wszystko to sprawia że rower jest wielce ok. Zdarzają się i większe górki. Czasami droga prowadzi przez świerkowo – sosnowy las, czasami między skalnymi ścianami. Jadąc powoli w jedną stronę (pod górę) można kontemplować alandzkie kamienie oglądać ich zmęczoną chropowatą i spękaną teksturę niczym zmarszczki u starego człowieka, przeplatene kolory czerwony i czarny ułożone skośnymi warstwami.  Ten same kamienie w drodze powrotnej (z góry) migają jak  szkiełka w kalejdoskopie ciesząc pędzącego cyklistę kolorowymi reliefami stwórcy. Raz po raz trzeba naciskać na hamulec unikając wypadnięcia z zakrętu, które najprawdopodobniej nie zakończyłoby by się na zwykłym guzie.  Nie tylko my doceniliśmy rower bo pełno tu cyklistów tych dalekobieżnych, w kolorowych koszulkach, z wypchanymi sakwami, w błyszczących kaskach na głowach, widać wyspa leży na jakieś trasie przelotowej cyklisto –promowej.

Lappo – niewielka wyspa zaledwie 8 km2 ze sporym, wygodnym porcikiem dla jachtów i Portem promowym.  Wyspę zamieszkują na stałe zaledwie 35 dusz. Jest tu muzeum wysp alandzkich, i podobno najstarsza publiczna biblioteka na archipelagu. Swoją drogą ciekawe ile liczy voluminów i w jakim języku, bo choć formalnie wyspy są pod jurysdykcja fińska to głównie są zamieszkiwane przez Szwedów, obecnie wszyscy oczywiście mówią też po angielsku. Dzień żeglugi z wyspy do stolicy sprawił, że wyspa miała charakter tranzytowy i pełniła ważną funkcje obsługując stary szlak pocztowy pomiędzy Stokcholmem i Turku w czasach gdy o Finlandii nikomu się jeszcze nawet nie śniło. Wyspa pewnie nie byłaby bardzo ciekawa gdyby nie pewna zagadka. Jest to mianowicie złoty pierścień, którego wieki oszacowano na 1600 lat pochodzący z rejonów imperium rzymskiego. Pierścień został znaleziony na wyspie 1930 r. w rowie.  Skąd się tam wziął stanowi nielada zagadkę. Dobry temat dla zręcznego pióra dla super długiej ciągnącej się przez wieki skandynawskie sagi (może z 60 tomów).

Aland wielki – Na końcu największa wyspa Alanadów a mianowicie Fasta_Åland ze stolicą Marienhamn. Wyspa jest na tyle duża że opłyniecie jej i zajrzenie w każdą zatoczkę wymagały poświecenia co najmniej całych wakacji. My przybijamy do północno-wschodniego krańca wyspy celem zobaczenia resztek twierdzy Bomarsund. Wielkie koszary otoczone obronnymi murami wyglądające trochę jak kamienny plaster miodu były budowane przez cara przez ponad 20 lat. Twierdza do dzisiejszego dnia pozostaje jest największa budowlą wzniesioną rękami człowieka na Alndach. No cóż, wojska sprzymierzonych potrzebowały  zaledwie  4 dni na obrócenie budowli w niwecz. To jeden z nielicznych przykładów zgodnego działania anglików i francuzów zakończonego sukcesem. Pod artyleryjskim ostrzałem królewskiej  floty i jednoczesnym atakiem francuskiej piechoty twierdza padła. Próbowała co prawda walczyć ale kiepskiej jakości proch powodował że kule nie dosięgały wrogich okrętów. Morale załogi  też nie było za wysokie. Dość powiedzieć że walczyli tam również Polacy wcieleni do carskiej armii za karę po powstaniu listopadowym. Tak więc na pobliskim cmentarzu możemy zobaczyć groby z polskimi nazwiskami.  W wszystko to miało miejsce w czasie wojny krymskiej roku Pańskiego 1854 r. (aż chciałoby się powiedzieć „gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie wyspy alandzkie”). Większa  część ruin została przerobiona przez tubylców na miejscowe domy.

Kolejny port to sama stolica – Marienhamn, która swoją nazwę zawdzięcza zonie cara Aleksandra II, Marii Aleksandrownie, jako że wyspy należały drzewiej do Imperium Rosji. Stolica jest wielkości Pułtuska (bez obrazy) i spokojnie starczy dnia na obejście jej dookoła, zajrzenie do wszystkich sklepów, zrobienie sobie zdjęć przy kościele św. Jerzego , zjedzenie obiadu w jednej z knajpek na głównym deptaku i zwiedzenie głównej atrakcji stolicy czyli czegoś co z Alandów nie pochodzi a przypłynęło i zostało tam przywiązane, chodzi mianowicie o wielki żaglowiec Pommern o przepastnych ładowniach.

Żaglowiec jest naprawdę wielki , został zbudowany w Glasgow i nosił nazwe Mneme i de’facto stanowi pomnik pamięci czasów Conradowskich, kiedy wielkie żaglowce pełne towarów przemierzały oceny.  Potem żaglowiec pływał pod banderą niemiecką, która w tamtych czasach była banderą cesarstwa niemieckiego i była w poziome pasy koloru czarno-biało-czerwony. Ostatni właściciele podarowali żaglowiec miastu i teraz jest przynajmniej przy czym się dłużej zatrzymać.

Ciekawy jest herb Marienhamn  jest mianowicie kotwica to zrozumiałe i trzy olchowe liście – jako że Alandy bez wątpienia to królestwo olchy.

Na tym kończymy naszą wyprawę na Alndy i kierujemy dziób w stronę odległej o mil 40 Szwecji.

6 Komentarzy

Skip to comment form

  1. I visited several websites except the audio feature for audio songs present at this website is in fact
    wonderful.

  2. What’s up, its good paragraph about media print, we all know media is a
    impressive source of facts.

  3. Hola! I’ve been following your web site for a long
    time now and finally got the courage to go ahead and give you a
    shout out from Kingwood Tx! Just wanted to say keep
    up the excellent work!

  4. Hello, constantly i used to check website posts here in the early hours in the dawn, because i love to gain knowledge
    of more and more.

  5. I read this post completely on the topic of the comparison of
    newest and previous technologies, it’s remarkable article.

  6. สล็อต เว็บใหญ่ อันดับ 1,
    เว็บใหญ่สล็อต,เว็บ ใหญ่ สล็อต,เกมสล็อตเว็บใหญ่,สล็อต เว็บ ใหญ่ ที่สุด
    pg,สล็อต เว็บ ใหญ่ อันดับ
    1,เกมสล็อตอันดับ 1,สล็อต เว็บใหญ่,เว็บสล็อตใหญ่ที่สุด,สล็อตเว็บใหญ่ pg,เว็บสล็อต ที่ มี คน เล่น
    มาก ที่สุด,สล็อตเว็บใหญ่ที่สุดในโลก,เว็บ สล็อต ใหญ่
    ๆ,สล็อต เว็บ ใหญ่ เว็บ
    ตรง,สล็อตเว็บใหญ่ที่สุด
    My programmer is trying to convince me to move to .net from PHP.
    I have always disliked the idea because of the expenses.
    But he’s tryiong none the less. I’ve been using
    WordPress on numerous websites for about a year and am anxious about switching to another platform.
    I have heard fantastic things about blogengine.net.

    Is there a way I can import all my wordpress posts into it?
    Any kind of help would be really appreciated!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.