Wpuszczeni w kanał (zmiana planu rejsów)

Sezon na kanale Gota kończy się 21 sierpnia. Od tego dnia wszystko wygląda inaczej…

Do kanału wpłynęliśmy 18 sierpnia około godz. 1700, przekraczając pierwszą śluzę w Mem zamykającą wejście do wąskiej zatoki Slätbaken. Kolejne dwa dni to pokonywanie kolejnych śluz w kierunku „do góry” i zwodzonych mostów. W trakcie sezonu śluzowanie odbywa się przez cały dzień, czyli od godz 0900 do godz 1800. Wystarczy podpłynąć pod śluzę lub most, chwilę poczekać  na otwarcie  i można płynąć dalej. Czasami nie trzeba nawet czekać. Jeżli śluza jest otwarta od naszej strony zostajemy obsłużeni  „od ręki” przez niczego sobie symaptyczną obsługę płci żeńskiej.  Wszystko zmienia się w nocy z 21 na 22 sierpnia. Młoda, ładna obsługa niestety znika bezpowrotnie. Śluzy i mosty przestają się otwierać, trzeba dzwonić i umawiać się na godziny. W umówionym czasie musimy być w określonych miejscach co wprowadza trochę nerwowości. Pierwszy etap z Berg do Motali udało nam się załatwić i byliśmy obsługiwani na całym odcinku że tak powiem „exclusive”. Zosia i Vito czekali na nas przy moście, który obsługiwał człowiek o bardzo krótkim imieniu Bo. Bo jak się okazało jest nie byle kim tylko szefem wszystkich pracowników sezonowych, a po sezonie kiedy nie ma już kim zarządzać, sam obsługuje śluzy i mosty  od Mem do Motali. Tak więc płynęliśmy jako jedyna łódź, a Bo jeździł za nami samochodem otwierając kolejne przeszkody  (część otwierał zdalnie widząc jak podpływamy na kamerze). Biedak strasznie się napracował, bo (tym razem to nie jest imię tylko spójnik)  jedna ze śluz zapewne na pamiątkę dawnych czasów obsługiwana jest ręcznie. Trochę mu pomagaliśmy samemu czerpiąc frajdę z kręcenia kieratem. Ręcznie jest obsługiwana również kładka dla pieszych w Motali, ale tu musiał sam sobie poradzić, bo (znowu spójnik) nie było gdzie przycumować żeby wysadzić kogoś do pomocy. Jak na jedną łódkę sporo zachodu.  I tak dotarliśmy do Motali a przed nami otworzyły się szeroko wody jeziora Vattern. Na jeziorku spędziliśmy dwa prawie bezwietrzne dni.  Dalszą drogę zagradza zwodzony most w Karlsborgu. Tak więc trzeba było zmienić plan rejsów. Załoga bieżącego rejsu właśnie wyjechała do domu dziś rano z Motali. Dosłownie przed chwilą zadzwoniła Ania, że dojechali już pociągiem  do Norrkoping i właśnie jadą na lotnisko autobusem Flygbussarny za „free”, bo podstawili autobus o gorszym standardzie (a i tak full wypas) i z racji tego nie czują się w porządku i nie mogą pobrać opłaty – ot co kraj to obyczaj. Kolejna załoga (Gosia, Karolina, Maciek i Kazio) przyjeżdża do Töreboga w poniedziałek po południu bezpośrednim pociągiem z Goteborga. W ten sposób powstał dodatkowy rejsik na trasie Motala – Töreboda, który muszę odbyć samotnie. Niebawem tylko trochę ogarę na jachcie i ruszam w drogę. Przede mną krystaliczne wody jeziora Vättern, które będę przemierzał po raz trzeci w ciągu ostatnich dni. Wg ustaleń w biurze kanału dziś o  godz. 1800 muszę być pod mostem po drugiej stronie jeziora w Karlsborgu, tam nocleg. Jutro do pokonania dwie śluzy, gorsza Forsvik o godz 0900 (do góry) i łatwiejsza Tatorp  1300 (do dołu) pomiędzy nimi najwyższy punkt kanału Gotajskiego jezioro Viken położone na wysokości ponad 90 m nad poziomem morza a potem już tylko z górki. W Töreboda powinienem być przed 1600. 

Koniec sezonu na kanale ma również swoje dobre strony, a mianowicie prawie w ogóle nie ma łódek, wszędzie stajemy long side. W marinach jesteśmy sami i korzystamy z wszystkiego do woli.

Ten człowiek w żółtej koszulce to właśnie Bo w trakcie otwierania ręcznie obsługiwanej śluzy.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.