Kanał Gotta

Cienka niebieska nitka na mapie zaczyna się na południe od Sztokholmu w wąskiej zatoce Slätbaken, wijąc się miedzy wzgórzami prowadzi do dwóch wielkich jezior Vänern i Vättern.

 

Pływanie po kanale to zupełnie inne przeżycie niż pływanie po morzu. Tu pływa się bliżej ludzi. Kanał prowadzi niemal przez podwórka. Wystarczy nieco wychylić się, żeby zajrzeć do ogródków przykanałowych domków. Żeby zobaczyć spacerujących lub jeżdżących na rowerach wzdłuż brzegu ludzi,  nie trzeba się nawet wychylać. Owce i krowy pasą się nad samą wodą,  gęsi skubią nadbrzeżną trawę  i piją wodę prosto z kanału.

Środkiem  niczym wielkie łabędzie dostojnie  pływają białe przysadziste pasażerskie stateczki. Jest ich cała flotylla a nazywają: się Juno, Diana i Wilhelm Tham.   Niemalże cały czas towarzyszą nam wytwory cywilizacji, przecinamy drogi i kolejowe tory,  raz dołem – przepływając pod mostami , a czasami górą – akweduktami. Niektóre mostki przesuwają się na bok, inne podnoszą do góry a jeszcze inne ustępują nam drogi obracając się i ustawiając w osi kanału.  

Kanałowy stateczek

W oczekiwaniu na otwarcie mostu

Zazwyczaj są to małe mostki, którymi prowadzi jakaś lokalna droga do jednego czy paru gospodarstw, a czasami zaledwie polna ścieżyna kończąca się gdzieś w polu lub na łące, którą czasami przejedzie traktor lub przejdzie stado krów na wieczorny udój. W mieście może to być zaledwie  cieniutka kładka dla pieszych. Teraz przed mostkami są  zamontowane kamery i wystarczy lekko zwolnić żeby ktoś nas zauważył i zdalnie otworzył drogę. Jeżeli gdzieś tam operator właśnie uciął sobie drzemkę nie pozostaje nam nic innego jak przybić do pomostu, które są przygotowane po obu stronach przeszkody na taką ewentualność i czekać. Ale nigdzie przecież  nam się nie spieszy, i niechby spał przez pół dnia będziemy wygrzewać się na skandynawskim słońcu lub zbierać grzyby w okolicznych zagajnikach, albo próbować złapać rybkę na wędkę, do momentu kiedy migające światełko nie oznajmi, że właśnie zostaliśmy zauważeni i wkrótce będziemy mogli ruszyć dalej. Są też mosty poważne. Te zazwyczaj są podnoszone. Napotykamy takie konstrukcję jeżeli trzeba przeciąć jakąś większą ważną krajową drogę, autostradę lub tory kolejowe.  Wtedy musimy zostać uwzględnieni w rozkładzie jazdy, aby nie daj Boże jakiś pociąg pędzący z Goteborga do Stockholmu nie miał przez nas opóźnienia, czego oczywiście bardzo byśmy nie chcieli. Gdy tylko pojawi się okienko pomiędzy kolejnymi ekspresami zostajemy przepuszczenia. Taki most podnosi się powoli i dostojnie stosownie do rangi. Podnoszą się tory i trakcja elektryczna która zwisa prawie do ziemi i wystarczyło by podskoczyć żeby złapać za druty jeśli ktoś miałby oczywiście na to ochotę. W końcu zapala się zielone światło i ruszamy szybo i trochę nerwowo  żeby nie zajmować czasu i nie wstrzymywać ruchu, toć my jedna mała łódeczka a tam całe hordy samochodów uwięzione z naszego powodu na autostradzie lub wypełnione pasażerami  pociągi. A jednak wszystko to zostaje wstrzymane żeby przepuścić jacht czy statek płynący dla przyjemności Gotajskim kanałem.  Spokój i relaks to wielka siła, która jak widać choć na chwilę  może wstrzymać pędzącą cywilizację. 

Nad brzegiem kanału

Kanał to również śluzy jest ich całe mnóstwo, najpierw wspinamy się za ich pomocą do góry, i kiedy już znajdziemy się na samymi szczycie, czym w tym wypadku są  wody jeziora Viken, zaczynamy opuszanie w dół. Wszystkie śluzy za wyjątkiem jednej zostawionej zapewne na pamiątkę dawnych czasów, zamykane i otwierane są  elektrycznie. Z boku stoi specjalna rozdzielnia z dużymi czerwonymi guzikami. Rozdzielnie obsługuje śluzowy lub śluzówka (kobieta obsługująca śluzę). Musi to być człowiek odpowiedzialny i przeszkolony, takiego zadania nie można przecież powierzyć byle komu, bo mógłby narobić niezłego bigosu spuszczając wodę z jeziora Vänern do Bałtyku. Czasami śluzy łączne są po dwie lub trzy, a jakby tego było mało raz jest ich siedem, jedna za drugą i to się nazywa schodami Carla Johana. I choć nie jest to nigdzie napisane, zapewne chodzi o króla Carla Johana o typowo szwedzkim nazwisku Bernardotte, który to w Szwecji był Carlem Johanem XIV a Norwegi zaledwie Carlem Johanem III.

Schody Carla Johana

Pomnik budowniczych kanału

Kanały to dzieła inżynieryjne. Zawsze przypomina mi się pewien doktor ze szkoły , który oglądając projekty swoich studentów wykrzykiwał: „Panowie, nie tak, nie tak …śmiało po inżyniersku”. No cóż kanał Gota pociągnięty  jest niewątpliwie jest śmiało po inżyniersku. Kolejna refleksja związana z kałanem to niezłomność jego twórcy, czyli od pomysłu do przemysłu. Cały kanał powstał staraniem jednego człowieka  Baltzara von Platten , który dał radę przekonać króla na wyasygnowanie „pewnej sumki”, w dwa miesiące opracować projekt i byłby doprowadził przedsięwzięcie do szczęśliwego końca gdyby nie umarł na trzy lata przed zakończeniem budowy. A przedsięwzięcie nie było małe dla biednej Szwecji pozbawionej wówczas wielkiego przemysłu i bogactwa. Jedyne co dysponowali budowniczowie kanału to drewniane okute żelazem łopaty.   I tymi łopatami przewalono olbrzymie zwały ziemi, ktoś to nawet policzył i wyszło mu równe 8 mln kubików wykopanych w ciągu 7 milinów dni roboczych. Być może kanał nie odniósł sukcesu ekonomicznego, zmierzch ery żaglowców i budowa większych statków jak również otwarcie przez Duńczyków Sundu sprawiły że nie miał on nigdy większego znacznie ekonomicznego pchnął jednak kraj na tory rozwoju przemysłu i inżynierii. To z wiktoriańskiej Anglii przyszła technologia. Motala, miasto gdzie kanał uchodzi do wielkiego jeziora Vanern wyrosła na przemysłowe centrum, tu też  w cieniu wielkich drzew nad samym brzegiem kanału spoczywa jego twórca Baltazar Von Papen, skąd może oglądać przepływające stateczki.

Kanał to również przywrócenie do życia pradawnej rzeki, tędy bowiem przeciekała woda z ancylusowego jeziora do oceanu (jak przez cieśniny duńskie). Kiedy lodowiec ustąpił i uwolniona od jego brzemienia ziemia uniosła się zamykając  przesmyk i uwięziając masy krystalicznej wody w dwóch tektonicznych rowach, tworząc przeogromne jeziora Vänern  i Vetren.  Jeziora są naprawdę wielkie. Wodnik z takiego jeziora musiałby  mieć rangę kogoś w rodzaju sekretarza stanu albo dyrektora generalnego.

Grób Baltzara von Platten nad brzegim kanału

 Niewątpliwie najpiękniejszy odcinek kanału to ten pomiędzy jeziorami. Kanał jest tu bardzo wąski w przewężeniach niewiele szerszy od łodzi, otoczony z każdej strony wysokimi świerkowymi lasami, nie widać (oprócz oczywiście samego kanału) żadnych wytworów cywilizacji  które towarzyszyły nam do tej pory . Tu króluje przyroda , a jej majestat napełnia wszystkie dusze  świątobliwą ekscytacją. Nie zdążyłem z tego ochłonąć kiedy wpłynąłem do płytkiej zatoki  jeziora Viken, na której  szlak wyznaczają stare omszałe kamienne murki. I ten obudowany kanał wewnątrz jeziora wygląda fantastycznie, zupełnie jak scenografia z jakiegoś filmu fantasy,  gdyby  Frodo nie szedł na piechotę do Mordoru a płynął łodzią trzeba by to nakręcić właśnie w tym miejscu. Wszystko to nie wydaje się być zrobione ręką człowieka, a zamieszkujących okolice elfów. W ten sposób osiągamy sam szczyt, od tej pory pokonując kolejne śluzy opuszczamy się na dół aż do Sjoport gdzie kończy się kanał a zaczyna olbrzymie jezioro Vänern.

Kanał wewnątrz jeziora

Kanał wewnątrz jeziora

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.