Hrisey – wyspa traktorów

Jakoś tak się składa, że lubię wyspy i jeżeli tylko mogę wybrać miejsce na postój pomiędzy portem na stałym lądzie a wyspą to oczywiście wybiorę wyspę.  Tak jest i tym razem. Szukałem miejsca  na noc w wąskim fiordzie Eyjafjörður prowadzącym do Akurei. Można było zatrzymać się w Dalvik, gdzie na pewno była potrzebna mi stacja benzynowa lub na niewielkiej wysepce Hrisey. Oczywiście wybrałem Hirsey. 

 

Wysepka na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie bardzo schludnej. Domki są tylko w południowej części, natomiast cześć północna wyspy to rezerwat i królestwo ptaków. Zazwyczaj na wyspach znajduje się pełno jakiegoś złomu. Rzeczy które przywozi się do użytku z czasem starzeją się, a potem kiedy już nikomu nie są potrzebne i nie opłaca się ich transportować na stały ląd, lądują na jakiejś polance, leżą i rdzewieją do czasu aż matka natura sama poradzi sobie z problemem, co oczywiście może trwać bardzo długo. Na Hrisey nic podobnego nie ma miejsca, wszystko jest czyściutkie i zadbane. Może dlatego że odległość od drugiego brzegu to tyko 20 minut drogi promem. 

Porcik na wysepce jest całkiem obszerny i spokojnie znajdzie się miejsce nawet dla kilkunastu jachtów. I o dziwo, wieczorem przypływa jeszcze jeden pod banderą Islandzką . Islandzkie jachty to rzadki gatunek, prawie niespotykany. Tym przypłynął sympatyczny brodaty żeglarz z Akurei z żoną.  Wybrali się pożeglować, ale wiatry wiejące w fiordzie są absolutnie nieprzewidywalne, i choć wszystko zapowiadało fantastyczną żeglugę na północ, wylądowali na Hrisey zmęczeni po walce z silnym przeciwnym wiatrem i falą w wąskim fiordzie. Twierdził że pływa już wiele lat w tym rejonie, ale wciąż nie może znaleźć klucza do żeglowania po Eyjafjörður, i ja mu wierzę.

W takim porcie oczywiście nikomu nie przychodzi do głowy pobieranie opłaty. Tak tu już jest, zero komercji. Taki porcik służy przede wszystkim mieszkańcom, a jak ktoś ich odwiedzi to jest mile widzianym gościem wzbudzającym zainteresowanie, z którym można zmamić kilka słów. I to bardzo mi się podoba. 

 

Domki na wyspie są skromne ale wesołe i kolorowe. Prawie przy każdym stoi mały zabytkowy traktorek.  Traktorki to słabość mieszkańców. Większość egzemplarzy odrestaurowana w doskonałym stanie,  prezentuje się wyśmienicie . W porcie ustawione w rządek jak pod linijkę stoi kilka ciągniczków, najpierw myślałem, że to jakaś wystawa, potem okazało się że mieszkańcy podjeżdżają tymi traktorkami do promu, jadąc być może do pracy,  a kiedy wracają wsiadają z powrotem do traktorka i jadą do domu. Z tyłu ciągniczków zamontowana jest specjalna sprytna platforma do przewozu bagażu lub ludzi na stojąco. Bardzo to sympatyczne. Przy tak niewielkich odległościach samochód jest zbędny, a traktorek wydaje się być o wiele praktyczniejszy.  Hrisey to chyba  miejsce największej koncentracji  traktórów w przeliczeniu na głowę mieszkańca.
Między brzegiem a wyspą pracowicie kursuje prom robiąc dziennie kilka kursów. W przerwie między kursami kapitan promu obsługuje stację benzynową i niewielki sklepik – nazwijmy go przemysłowym. Kupiłem u niego w kanisterku 10 litrów diesla i kiedy czekał aż przeleję paliwo do zbiornika trochę się denerwował, czy aby zdąży odpłynąć punktualnie. Jak tylko zatankowałem wsiadł szybciutko do samochodu podjechał do promu (ok. 100 m)  wbiegł na pokład i po chwili prom wesoło zagwizdał i odbił od brzegu punktualnie o 1600 zgodnie z rozkładem. Reszyty z pieniędzy wydał mi po powrocie.

 

Tak na Hrisey wszystko ma swój porządek.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.