Przez pewien czas bronił się jeszcze język norn, ale nie dał rady i poległ gdzieś na początku XIX wieku. Coś jednak nordyckiego tli się w orkadzkiej duszy skoro myśli nad odłączeniem się od Szkocji, jak Szkocja myśli od odłączeniem się od Korony a Korona od Unii. Jak tak dalej pójdzie to wszyscy się podłączają się od wszystkich, co osobiście w niczym mi nie przeszkadza, bo jak wiadomo różnorodność jest wartością (nie dotyczy ładowarek do telefonów) . Obawiam się, że i tak niedługo nie będzie co odłączać bo Orkady znikają! I to w sensie dosłownym. Stwórca użył tu użył dość kiepskiego tworzywa, o ile większość wysp w okolicy zrobiona jest porządnie z wulkanicznego granitu i bazaltu, to Orkady były lepione z piaskowca o barwie ochry gdzieś nad słodkowodnym jeziorkiem w okolicy równika, skąd rozpoczęły długą wędrówkę na północ i aktualnie kotwiczą pomiędzy Atlantykiem a Morzem Północnym. | |
Jakby by nie było piaskowiec to świetne tworzywo do obróbki, co jak wiadomo odkryli budowniczowie katedr. Wykorzystując złoża lokalnego surowca postawiono też katedrę w Kirkwall. Czerwony odcień kamienia sprawia, że w środku jest nieco weselej niż w mrocznych wnętrzach katedr na kontynencie, za to dwa rzędy prostych, potężnych kolumn wspierających sklepienia pozbawiają ją filigranowości i lekkości, nadając cięższego „wikińskiego” charakteru. W tak słabym tworzywie porzeźbił sobie również lodowiec zostawiając lekko pagórkowaty mazurski krajobraz z licznymi jeziorkami (łowcy munrosów nie mają tu czego szukać), a teraz rzeźbią z powodzeniem atlantyckie fale. Liczne galerie rozciągają się wzdłuż zachodnich wybrzeży tam gdzie występują na tyle wysokie klify , żeby nadać kamiennym tworom odpowiednio monumentalny charakter.Najbardziej znanym dziełem orkadzkich galerii jest oczywiście „Old Man of Hoy” (widzieliśmy tylko z daleka), ale i pozostałym nie brakuje koncepcji i rozmachu. Z racji kruchości tworzywa rzeźby są nietrwałe i rozpadają się w oczach pękając na płaskie kawałki , które z łoskotem spadają do oceanu przekształcając się w dalsze narzędzia agresji. Cały ten skalny rumosz napiera z kolej na to co jeszcze wystaje nad powierzchnię potęgując destrukcję. Żeby zobrazować jak to działa wnętrza oceanu posłużę się cytatem z relacji jednego z XIX w badaczy kopalń w Kornwalii.
„Stojąc pod podnóżem urwiska w tej części kopalni,gdzie od oceanu dzieliły nas zaledwie trzy metry skały, słyszało się ciężkie przewalanie głazów narzutowych, nieustanne szlifowanie otoczaków i dziki grzmot bałwanów odbijający się z trzaskiem i wrzeniem; odgłosy te przedstawiały mi burze w jej najbardziej przerażającej, nigdy nie zapomnianej postaci. Niejednokrotnie cofaliśmy się z przestrachem niedowierzając osłonie skalnej tarczy, dopiero po wielokrotnych próbach nabraliśmy do niej na tyle zaufania żeby prowadzić badania dalej.” Sądzę że jakieś 100 mln lat i po Orkadach nie będzie śladu, chyba że pożeglują gdzieś w bardziej zaciszne miejsce. |
|
W tym kontekście można zrozumieć dlaczego Orkowie (mieszkańcy Orkad) tak bronią swojej prywatnej ziemi. Świadomość kruchości potęguje zachłanność, choć wydawałoby się że powinno być odwrotnie. Cała orkadzka ziemia pogrodzona jest kolczastym drutem skutecznie broniącym dostępu do prywatnej własności, poruszać można się tylko asfaltowymi publicznymi drogmani i ścieżkami nad którymi opiekuńczy parasol rozpina National Trust of Scotland. Zbaczając z tych ścieżek narażacie życie i zdrowie Dwa razy to zrobiliśmy i dwa razy doszło do konfrontacji z wkurzonym właścicielem. Dzięki Bogu nie ma tu powszechnego dostępu do broni bo pewnie już bym tego tekstu nie pisał. Zresztą chyba śmierć od kuli była by milsza niż wysłuchanie tyrady w orkadzkim dialekcie z ust wściekłego farmera wyskakującego z łóżka w niedzielę rano lub co gorsze, od jego twardej żony o twarzy rzeźbionej jak orkadzki klif. No cóż, sztormy jak widać mogą zdarzyć się również na lądzie. Na szczęście większości atrakcji jest dostępna drogą publiczną i można się do nich dostać bez narażania życia . | |
A główne atrakcje Orkadów to bez wątpienia megality. A są tu, oprócz dość powszechnych na Wyspach dolmenów czy kamiennych kręgów dużo rzadsze megalityczne domki . Najbardziej znana taka osada złożona z kilku przytulnych domków nosi tajemniczą nazwę Scara Brae. Domki niewysokie bo i ludzie nie byli wówczas za duzi i mierzyli coś około metra i pół, ale urządzone gustownie i ze smakiem. W centralnym miejscu najlepiej zachowanego mieszkanka stoi cenny, kunsztowny kredens zrobiony z kilku płaskich kamiennych bloków, pod ścianą kamienne łóżeczko, kilka pojemników na drobiazgi z pionowo ustawionych wkopanych w podłogę kamiennych płytek i tajemnicza komora z boku, która być może służyła do przechowywania kosztownych naszyjników z muszli i wielorybich kości , albo jak utrzymują inni była toaletą. Są też tacy, którzy twierdzą, że ta najlepiej zachowana budowla to żaden domek tylko browar. | |
Domki połączone były kamiennymi przejściami tak, że można było odwiedzać się nie wychodząc na zewnątrz. Niestety człowiek nie cieszył się zbyt długo tym luksusem bo średnia życia wynosiła coś około 20 lat. I w ciągu tego krótkiego życia trzeba było sporo czasu poświęcić na prace społeczne i tachać kilkunastotonowe kamienne bloki na dolmeny czy budzące transcendentalne uczucia tajemnicze kręgi. Jakby nie było wizyta w Scara Brae daje jako taki pogląd jak wyglądało życie w drewniano-skórzano-kamiennym świecie Freda Flingstona.
Przed wejściem do osady jest niewielkie muzeum z ekspozycją wyjaśniającą co kiedy i dlaczego i po co. Można się stąd dowiedzieć, że zagrzebana w piachu przez tysiąclecia wioska została odsłonięta przez sztorm, a przetrwała dzięki wielkiemu wałowi śmieci dookoła, który dodatkowo wzmocnił konstrukcję murów |
|
Orkady to oczywiście cały archipelag kilkudziesięciu wysp, my cumowaliśmy w Kirwall na największej zgodnie z prawdą nazwanej Mainland. Kilka wysepek na południu połączonych jest mostami i można je objechać co zresztą zrobiliśmy. Przejechaliśmy wzdłuż brzegów słynnej, pełnej wraków Scapa Flow, w której czasami nawet coś ponad powierzchnię wody wystaje . Bez wątpienia wojenną pamiątką są okoliczne bunkry i kaplica wybudowana przez trzymanych w niewoli Włochów. Zdjęcia wystawione przy kaplicy są niemym świadectwem ciężkiego życia jakie wiedli tu wojenni jeńcy . Nie dość że budowali kaplicę i bunkry, to jeszcze musieli śpiewać w zespole lub grać w teatrze, albo co gorsze należeć do jednej z licznych sekcji sportowych i startować w zawodach, pić herbatę o piątej po południu i palić fajki. Pewnie oddali by wszystkie pieniądze świata – jak sądzę – żeby być w okopach gdzieś w Afryce Północnej, zamiast gnić w brytyjskiej niewoli. | |
Z Kirkwall pożeglowaliśmy do starego wikińskiego Wick gdzie stoi najstarszy szkocki zameczek z kwadratową wieżą która nazywa się „Old Man Of Wick”, jak widać każda miejscowość musi mieć swojego „Old Man of ….”. Chyba zaproponuję taką nazwę dla budującego się centrum handlowego w Otwocku. A teraz element żeglarski naszej relacji. Dwie mile przed portem Wick stanęliśmy na sieciach i po licznych nie przynoszących rezultatu próbach uwolnienia się trzeba było opuścić nurka. W śrubę zaplątała się lina od dodatkowego pływaka – zazwyczaj takiego pływka nie ma, ale ta bojka akurat musiała mieć. Linę trzeba było odciąć i odplątać. Po całej operacji powiązaliśmy elegancko cały zestaw ponownie, tak że rybacy nie będą stratni. Całe szczęście morze było spokojne i zdążyliśmy przed nastaniem ciemności, mimo że było już dobrze po zachodzie słońca. |